Kardiochirurdzy dziecięcy w naszym kraju mają ogromne doświadczenie. – mówi prof. J. Skalski

Kardiochirurdzy dziecięcy w naszym kraju mają ogromne doświadczenie. W Polsce nie wykonuje się aborcji ze wskazań kardiologicznych, co stało się standardem w krajach zachodnich – mówi nam prof. Janusz Skalski, kierownik Kliniki Kardiochirurgii Uniwersyteckiego Szpitala Dziecięcego w Krakowie.

– Uruchomienie Laboratorium Technologicznego w zabrzańskiej Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii i zapowiadana tam produkcja polskich pediatrycznych pomp wspomagania serca jest wielką szansą dla polskiej kardiochirurgii dziecięcej – stwierdza w rozmowie z Rynkiem Zdrowia prof. Skalski.

Na razie polscy kardiochirurdzy dysponują sztucznymi pediatrycznymi komorami produkcji niemieckiej. Pojawia się szansa na to, że w niedalekiej przyszłości będą mogli zastosować polskie dziecięce sztuczne, pulsacyjne komory serca, a także wszczepialne pompy wirowe.

RynekZdrowia.pl: – Jak dużo trzeba wyprodukować takich polskich serc, aby w pełni zaspokoić zapotrzebowanie?
Prof. Janusz Skalski: – Rocznie oczekuje na przeszczep od kilkunastu do kilkudziesięciu dzieci. Nawet dokładnie nie wiemy ile, bo… lekarze nie bardzo wierząc w możliwość doczekania do transplantacji serca u dziecka po prostu czasem przedwcześnie rezygnują z kwalifikacji do przeszczepu, powodując, że nie dochodzi do wykonania zabiegu. Użyłem świadomie słowa „spowodować” mając na myśli wszczepienie mechanicznego urządzenia, które pozwoli na to, aby dziecko doczekało przeszczepu.

– W Zachodniej Europie wykonuje się znacznie więcej przeszczepów serca u dzieci niż w Polsce? Jaka jest tego przyczyna?
– Niestety, dawców wśród dzieci jest dużo mniej niż wśród dorosłych, a do tego musimy powiedzieć z pokorą, że jako społeczeństwo, w tym lekarze – mówię to z przytykiem do swojego środowiska zawodowego – nie zabiegamy o to, aby wykorzystać wszystkie narządy dziecięce.

Dzieci, niestety, także giną tragicznie w wypadkach. Zdajemy sobie sprawę, że za każdym razem jest to ogromne nieszczęście. Nie należy jednak zapominać, że takie tragedie mogą uratować życia innego dziecka. Dlatego wykorzystanie narządów jest obowiązkiem moralnym nas wszystkich. Na Zachodzie nasi koledzy lekarze mają tego świadomość.

– W tym roku w zabrzańskim Laboratorium Technologicznym rozpocznie się produkcja pierwsza z trzech pediatrycznych pomp pulsacyjnych pozaustrojowego wspomagania krążenia dla nastolatków. Wiąże pan z nią nadzieję?
– Jestem przekonany, że pompy produkowane w Zabrzu nie będą odbiegały jakością od wytwarzanych w Berlinie. Z wielką nadzieją i oczekiwaniem przyglądam się temu, co robi zabrzańska Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii. Być może w polskiej kardiochirurgii stanie się coś pięknego – będziemy mogli, mówię to o swojej dziedzinie, ratować więcej dzieci. A tego bardzo byśmy chcieli.

Czasem stajemy przed ścianą i nie możemy dziecka uratować, gdyż nie może doczekać do przeszczepu, brakuje pomp. Wierzę, że nie tylko już niedługo będziemy wszczepiać polskie pompy pulsacyjne, ale także – za trzy lata – wszczepimy pierwszą polską pompę wirową.

– Prawie trzy lata temu w Uniwersyteckim Szpitalu Dziecięcym w Krakowie-Prokocimiu zespół pod pana kierownictwem dokonał pierwszego wszczepienia sztucznych komór serca u 13-miesięcznej pacjentki, Zuzi. Dzięki temu dziecko doczekało się, niemal rok później, przeszczepu.
– Rzeczywiście, ta operacja była niezwykle ważna. Przeprowadzono po raz pierwszy wszczepienie sztucznych komór serca u dziecka. Bardzo się cieszę, że odbyło się to w Krakowie, jesteśmy z tego bardzo dumni. To spowodowało otwarcie nowej drogi w kardiochirurgii.

Mówimy jednak o pewnym wycinku – transplantologii – wszczepianiu sztucznych komór, ale należy podkreślić, że cała polska kardiochirurgia dziecięca to ogromny sukces polskiej medycyny. Utyskiwania, że polska kardiochirurgia jest gorsza niż ta w zachodniej Europie to już przeszłość, bo dzisiaj jest jedną z najlepszych na świecie. Inne kraje nam zazdroszczą.

Polscy kardiochirurdzy dziecięcy mają ogromne doświadczenie. U nas nie wykonuje się aborcji ze wskazań kardiologicznych, co stało się standardem w krajach zachodnich. Mamy do czynienia z wieloma bardzo ciężkimi wadami wrodzonymi serca, podejmujemy się ich leczenia i mamy w tym bardzo dobre wyniki. Jesteśmy w tej dziedzinie mniej więcej na poziomie Stanów Zjednoczonych.

– W mediach wciąż jednak pojawiają się apele o zbiórki pieniędzy dla dzieci, które mają być operowane za granicą.
– Jest mi bardzo niezręcznie wskazywać komuś, gdzie ma operować swoje dziecko. To jego wybór. Jeśli wierzy w to, że w jakimś ośrodku w Zachodniej Europie jego dziecko będzie leczone lepiej – proszę bardzo. Uważam jednak, że polskie wyniki świadczą same za siebie i to one mają zachęcić ludzi, aby ich dzieci leczono w kraju.

Natomiast bardzo krzywdzące jest to, że czasem pojawiają się w mediach informacje o tym, że w Polsce jakiejś procedury nie można wykonać, że dziecko ma taką wadę serca, której nie można u nas zoperować. To nieprawda. Granie na ludzkich emocjach i powielanie kłamstw o niskim poziomie polskiej kardiochirurgii dziecięcej jest ogromnie krzywdzące dla całego naszego środowiska lekarskiego.

Leczenie jest nie tylko kwestią samej medycyny, ale i ekonomii. Zbyt mało kontraktowanych przez NFZ procedur, kolejki do specjalistów i planowych zabiegów – to także nasza rzeczywistość.
– Oczywiście można narzekać, że finansowanie polskiej medycyny jest dalekie od doskonałości. To prawda. Jesteśmy jednak w stanie każde dziecko z wrodzoną wadą serca wziąć na stół operacyjny, niezależnie od tego, jakie jest ubezpieczenie jego rodziców. W wielu krajach Europy Zachodniej i USA kwalifikuje się do operacji ciężkie wrodzone wady serca w zależności od rodzaju ubezpieczenia.

Kolejka dzieci oczekujących u nas na operacje nie jest dramatyczna. Musimy jednak dołożyć wszelkich starań, aby wszystkie dzieci, które tego wymagają, doczekały operacji. Trzeba nadążać za zapotrzebowaniem. To jest trochę uzależnione od możliwości finansowych Ministerstwa Zdrowia. Cały czas walczymy o to, by odpowiednia ilość procedur została przyznana poszczególnym ośrodkom, abyśmy mogli zoperować każde dziecko.

Obecny system finansowania nie jest zły, niechby był tylko corocznie uzupełniony o inflację i dostosowywany do potrzeb jakie przynosi każdy kolejny rok.

Niestety, lecząc coraz bardziej nowocześnie, musimy leczyć drożej. Ale to droższe leczenie daje lepszy wynik odległy. Jeśli tak właśnie na to spojrzymy, pacjent będzie dłużej żył, a w przyszłości nakłady na jego leczenie będą niższe. W końcowym efekcie to droższe leczenie okaże się zdecydowanie tańsze.

źródło:  www.rynekzdrowia.pl

 

3 thoughts on “Kardiochirurdzy dziecięcy w naszym kraju mają ogromne doświadczenie. – mówi prof. J. Skalski”

  1. Witam,
    w pełni zgadzam się i popieram wątek prof. Janusza Skalskiego, dotyczący dobrych wyników w operacyjnym leczeniu wrodzonych wad serca w polskich ośrodkach kardiochirurgicznych. Uważam, że w Polsce są świetni fachowcy, niczym nie odbiegający o zagranicznych. A to że czasami mają mniejsze możliwości finansowe i techniczne – to nie ich wina, ale fachowcami w tym co robią są niewątpliwie. A do tego mają ogromne serce i mimo wysokich piastowanych stanowisk czy tytułów są po prostu bardzo „ludzcy”.
    Pozdrawiam,
    mama Jasia z HLHS po drugim etapie, leczonym w USD Krakowie.

  2. A ja się niestety nie zgadzam z powyższy artykułem.Moje dziecko czekało na operację serca 4 lata.W Polsce nie został zakwalifikowany,powodem były zbyt mocne zwężenia tętnic płucnych.Jaką dostałam odpowiedz? że po drugiej operacji(moje dziecko ma hlhs) też można jakoś żyć….jakoś….chyba wegetować i czekać na śmierć! W tej chwili moje dziecko jest po operacji która odbyła się w Munster u Prof.Malca,wszystko odbyło się planowo i z powodzeniem.Nie mogę sobie darować tego, że zmarnowałam 4 lata czekania w kolejce a potem usłyszałam że moje dziecko nie nadaje się do operacji!!! Kłamstwem jest że Polska ma światowe wyniki,tak ma ale chyba w długości czekania na operację! tu jesteśmy w czołówce!

  3. Co do słów profeseora mam mieszane uczucia. Syn urodził sie z HLHS jest pod rugim etapie, oba w CZD. Zgadzam sie z tym, że pewnie mamy fachowców. Ale nie zgadzam sie z kwestaimi dotyczacymi organizacji i tej łatwości w zakresie przeprowadzania operacji. Rodzice muszą walczyć o przynajmniej minimalne zachowanie terminów kolejnych operacji. Wielu woli (godząc sie na poniesienia wielkiego wysiłku finasowego) wykonać operacje w Nimczech. Przekładanie termnów, mętne tłumaczenia, a jak się juz uda i nie do końca sprawna opieka (mój syn tuż po operacji przebywał z inny pacjentem, którego odwiedzały tabuny pielegniarek i kolegów z całego piętra). W jednym CZD w tym samy okresie pobytu przechodził dwa razy grypę jeltową, są obiektywnymi przyczynami poszukiwania osrodków za granicą. O profesjonaliźmie naszych lekarzy może swiadczyć zasłyszne w CZD (kardiologia) pytanie jednej z lekarek prowadzących (w stosunku do pacjenta z HLHS po I Etapie) „To ty jeszcze żyjesz”. Tak PANIE PROFESORZE czemu nie mówi się, ze z powodu wydłużających sie termnów nie wszyscy mali pacjenci mieli szanse doczekać do kolejnego etapu.
    Konkludując nie zależnie od ilości przyznanych procedur trzeba popracować nad stroną organizacyjną i możliwościami wykonawczymi ośrodków oraz jakością i standardem usług. A jeśli nie możemy podołać (Ile tak naprawde wykonano III Etapów HLHS w Polsce jesli dziesiątki rodzców szuka pomocy w Niemczech). Jak pomyślę, że mam znów wydzwaniac do CZD i walczyć o termin kolejnej opracji ….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *