Re: Szczepienie

Główna Fora Zdrowie rodziny Szczepienia maluchów Szczepienie Re: Szczepienie

#1757
Karolina
Participant

Dzięki za odpowiedź, nie mogę znaleźć informacji odn. warsztatów w Zabierzowie będę musiała jeszcze popatrzeć.

Jeśli chodzi o moją córeczką to uważam, że spisała się na medal i myślę, że wszystko powoli wraca do normy.

Jeśli chodzi o operację, termin itd., to przyznam, że byłam na każdym kroku mile zaskoczona. Przygotowana byłam psychicznie na długie czekanie najpierw na echo (21.06.-byłyśmy przyjęte na oddział w celu zrobienia echa w uśpieniu) a później na operacje. Byłam przekonana, że operacja nie będzie wcześniej niż początek lipca. W rezultacie echo Pola miała zrobione 22.06, a operację miała 25.06. w piątek, właściwie już w czwartek czekałyśmy na zabieg – byłyśmy 'rezerwowe’ a było to związane z wcześniejszą operacją ile czasu ona będzie trwać. W niedzielę rano Pola była odłączona od respiratora, a w poniedziałek była przeniesiona na oddział VIII na „półintensywną”gdzie mogłam być z Polą od rana do samego wieczora – wychodziłam dopiero jak mała zasnęła. Pola radziła sobie bardzo dzielnie ale niestety na 4 dobę zaczęła wymiotować na zielono było podejrzenie perforacji jelita, założono jej sondę odprowadzającą wydzielinę. Na szczęście zdjęcia RTG (były robione aż 3 o różnych godzinach w celu sprawdzenia czy płyny się zmniejszają) jak i badanie USG nie wykazały nic szczególnie niepokojącego. Wszystko zależało jak Pola sobie z tym poradzi, jeśli nadal byłyby zielone wydzieliny, a mała nie zrobiłaby kupki prawdopodobnie czekała by ją operacja. Już następnego dnia z Polcią było zdecydowanie lepiej niestety z powodu problemów brzuszkowych Pola była na „półintensywnej” 1 tydz. początkowo miałam straszne wyrzuty sumienia, że nie mogę być z nią w nocy, bardzo się martwiłam ale na szczęście Polcia całe noce przesypiała jedyny minus była taki, że nie za bardzo chciała jeść w nocy od ciotek :) choć pod koniec zaakceptowała, że mama karmi w dzień a ciotki w nocy :D. Następnie zostałyśmy przeniesione na oddział X mała miała powoli odstawiane leki ale jeszcze dużo dostawała leków na brzuszek. Powoli i te leki zostały odstawione i wróciłyśmy do domu. W szpitalu spędziłyśmy 3,5 tyg. może zabrzmi to dziwnie ale uważam, że był to bardzo przyjemny okres,min. dzięki temu że Pola ładnie sobie radziła ale również dlatego, że czułam, że nikt nie olewa mojej córki, widziałam jak lekarze się o nią troszczą. Przychodzili nie tylko rano i wieczorem ale również w ciągu dnia (początkowo nawet po kilka razy dopóki sytuacja się nie ustabilizowała). Bardzo sobie cenię fakt, że o wszystkim byłam na bieżąco informowana i uważam, że kontakt z lekarzami był super, może mi nikt nie uwierzy ale nie było lekarza do którego miałabym jakiekolwiek pretensje, który potraktowałby mnie z wyższością przynajmniej ja nic takiego nie odczułam i relacje jakie były między nami były dla mnie zadowalające, ja niczego więcej od nich nie oczekiwałam. Uważam kardiochirurgów za świetnie zgrany zespół (to moje spostrzeżenia, nie wiem co się dzieje za zamkniętymi drzwiami) i co mi się b. podobała, że się trzymają razem. „Walka” a właściwie rywalizacja między kardiologami a kardiochirurgami jest odczuwalna ;) może i lepiej że ich oddziały są na różnych piętrach jak jedni do drugich w końcu dojdą to po drodze zdążą trochę ochłonąć :) (oczywiście to są moje odczucia :)). Cholewka… nawet nie mogę się przyczepić do pielęgniarek, myślę, że ja w jakiś sposób byłam już zahartowana poprzednim pobytem w szpitalu- i nie porażałam wzrokiem Bogu winne kobiety za to, że moje dziecko płacze przy pobieraniu krwi, zakładaniu wenflonu, a na lekarzy nie rzucałam się z chęcią „rozszarpania” za to, że moje córeczka płacze przy zmianie opatrunku… chyba trochę dojrzałam :). Co nie zmienia faktu, że sobie popłakiwałam – a świeczki w oczach miałam dosyć często pomimo tego, że obiecałam sobie, że się nie będę rozklejać tylko będę twarda ;).

Jedyna rzecz do której mogę się przyczepić i na którą jestem wściekła to fakt że Pola wyszła ze szpitala z rota wirusem :((. Po przyjeździe do domu okazało się, że ma temp. 38oC zaczęło się rozwolnienie i wymioty :(. Odmówiła jedzenia, a my zaczęliśmy się pakować do szpitala, na szczęście zawzięliśmy się w sobie i podawaliśmy wodę Poli strzykawką (na butle nie chciała patrzeć) co 30 min po 20-30 ml. Udało się mała się nie odwodniła- co nie zmienia faktu, że dalej jest osłabiona i je mniej niż w szpitalu. jeśli chodzi o jej rozwój przed i po operacji nie widzę zbyt dużej różnicy czynności które umiała przed operacją (np samodzielne siedzenie, przewracanie się z boku na bok) jak najbardziej wykonuje, ale widać że jest słabsza.

To chyba tyle

pozdrawim

Karolina